Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po drodze przechadzającego się jeszcze z pacierzami spotkawszy brata Antoniusza, Hawnul pochylił się do ręki jego i szepnął.
— Ojcze, módl się, abyśmy nie wracali z niczem.
— Cały wieczór do Boga wzdycham o to — odparł staruszek...
Pozostawszy sam Semko siedział u ogniska długo. Sen go nie brał. Myślał a ważył i rozważał, co czynić.
Jeden wstyd tylko hamował go jeszcze... Opatrzność widocznie łaskawa podawała mu rękę, do wyrwania się z nad brzegu przepaści; lecz potrzeba było mieć męztwo i stateczne postanowienie, aby oprzeć się nowym pokuszeniom Bartosza i tych co z nim trzymali. Zerwać z przeszłością, wrócić na ojcowskie i braterskie tory: wyrzec snu o koronie na wieki!!
Dziś był to już sen tylko złoty, który się skończył krwawo i czarno...
Pobożny Semko, westchnął do Boga... w duszy mówiło mu coś, że Piastów panowanie i ród się kończył.
Dlaczegoż nie zginął w boju?
Marząc i usypiając, budząc się do nowych rozmyślań o swej doli, Semko dotrwał na posłaniu do rana. Zerwał się słysząc drobnych ptasząt ćwierkanie i poszedł błądzić po ostrowie...
Tu go spotkał także już rozbudzony i mo-