Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niusz mówił z pewnym uśmiechem łagodnym, tak księcia zdumiało, iż długo nie mógł odpowiedzieć na nie.
— Ojcze mój, — rzekł po namyśle. — Wy w świętobliwości waszej nie podejrzywacie nikogo. Ja muszę się obawiać wszystkiego, nawet zasadzki. Macież pewność, że mnie tam nie wiodą, aby się pozbyć, pochwycić, uwięzić?
Mnich ręce podniósł do góry.
— Możecież przypuścić, żebym ja się dał do tak niecnej sprawy użyć za narządzie.
— Mimo waszej woli.
— Nie — energicznie odparł brat Antoniusz — Znam i wiem komu wiarę dać mogę. Każecie? towarzyszyć wam będę.
Semko w domysłach był zatopiony.
Trudno mu było odgadnąć, kto mógł i dobrze życzyć, i mieć sposób ratowania go. Brat Antoniusz stał i czekał.
— Mój ojcze — rzekł Semko — zaręczenie wasze wielką ma wagą u mnie, a jednak...
Zakonnik rękę przyłożył do serca.
— W. miłość i cześć swą i mienie i przyszłość możecie ocalić od niepewności i narażenia na losy...
Schylił mu się do kolan.
— Posłuchajcie mnie, naznaczcie czas i miejsce...
Semko zadumał się długo, przeszedł po izbie raz i drugi.