Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wspomnienie księcia Mazowieckiego, twarz mu krwią zapłynęła.
— Nie rozumiem, dlaczego wy kasztelanie, mojego oburzenia nie podzielacie przeciw temu gwałtowi, jaki nam chcą zadać, wy, coście przecie sami koronę mu z rąk wytrącili — począł znowu Spytek.
Semko, to panowanie nieokrzesanej drobnej szlachty wielkopolskiej, to tyrania nad nami. Ma w swych żyłach krew ojca, dziki będzie jak on.
— Lecz niema obawy, zaprawdę — odpowiedział Jaśko — ażeby nam go narzucono...
— Czuwać musimy! — zawołał uparty Spytek...
Niemogąc więcej wymódz na nim, Jaśko z Tęczyna, zalecając tajemnicę, pożegnał rozgorączkowanego...
Zaledwie odjechał ode drzwi, gdy Spytek narzuciwszy lekką suknię zwierzchnią i wdziawszy czapeczką z piórem, z mieczykiem małym, siadł na konia, którego mu podano. Nikomu sobie towarzyszyć nie kazał i żywo puścił się na miasto.
Ulice, pięknego tego dnia majowego roiły się ludem, który i z okolic napływał i w samem mieście zdawał się ciepłem słonecznem z wnętrza domów wyciągnięty.
Grodzka i Floryańska szczególniej, rynek, Sukiennice pełne były czeladzi, mieszczan, kupców, przekupniów, wozów i konnych.