Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciałki. Ja się zbroję, odziewam, dwór mój cały sadzam na konie, i staję w gotowości...
Dobiesław się uśmiechał.
— Nie sądzę, abyście byli potrzebni. Ja z moją załogą i mieszczany starczę.
Spokój ten, jaki kasztelan okazywał, nie uśmierzył niecierpliwości młodego pana, który więcej się pono Semka lękał, niż myślał o Jagielle. Sprawa ta zdawała mu się tak jeszcze daleką, tak nie na czasie, iż zbywał ją prawie obojętnością.
Zawiódł się więc kasztelan stary, przybywając tu z nią, i rachując na poparcie młodego wojewody.
Dobiesław z Kurozwęk wziął za kołpak i zabrał do odjazdu, a gospodarz niespokojny poszedł go odprowadzić, po drodze jeszcze zalecając pilność największą. Wróciwszy dopiero zwrócił się ku milczącemu gościowi swojemu.
Jaśko z Tęczyna wznowił rozmowę o Jagielle z wielkiem przejęciem nawracając Spytka, który słuchał, nie zaprzeczał, a jednak goręciej się tem zająć nie chciał.
— Panie mój — rzekł w końcu — jam młody, i może wiek mój winien, że w oddaloną przyszłość patrzeć nie umiem, a zajmuję się tem, co tuż jest przedemną. Wy, ojcowie, radźcie o przyszłości, naszą sprawą, abyśmy jej sobie przez takiego Semka wydrzeć nie dali...