Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hawnul śmiało w oczy patrząc Jagielle w piersi się uderzył.
Z twarzą zmienioną książe stał przed nim strwożony, oglądając się i szepcząc jakieś zabobonne zaklęcia.
Obawiał się czarów i wszelkich zjawisk nadzwyczajnych, sił niewidomych, w których istnienie wierzył mocno.
Zapewnienie Hawnula, że czasu modlitwy głos jakiś w sobie słyszał, zmieniło zupełnie usposobienie księcia. Lękał się już przeciwić temu rozkazowi z góry, a nie ufał, czy on pochodził od jakiej siły czystej, czy od wrogiej potęgi...
Hawnul zamilkł, mowy już o tem nie było dnia tego. Na dzień następny łowy były około Trok zapowiedziane, ale wielki książe wysłał brata, a sam pozostał w domu. Zrana kazano przyjść Hawnulowi znowu.
Po krótkim wstępie, Jagieło kazał sobie powtórzyć wczorajsze opowiadanie i zasępił się znowu. Wahał się jeszcze wysłać ma czy nie Hawnula.
Znalazł nareszcie środek, który mu się wydał najbezpieczniejszym.
— Nie bronię ci jechać — rzekł — ale cię nie posyłam. Jedź gdy chcesz... Ja o tem wiedzieć nie powinienem, o niczem!!
Zaczął zaraz rozpytywać o drogę, sposób dostania się do oddalonego Krakowa, o osoby,