Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przebieglejsi chcieli w nocy ubiedz jaką furtą podkradłszy się, i jak w Kaliszu piły na niej spróbować.
Nie rychło po tej klęsce w obozie się uspokoiło. Nocą próbowali śmiałkowie podpełznąć do wrót, ale czujni mieszczanie spędzili ich raz i drugi.
Nazajutrz około południa, ostrożniej podsunięto kobylice, zaczęto się dobijać znowu, ale Pyzdrzanie też nocą nie spali. Bliższe murów szopy i budowle porozbierali, drzewa stosy powciągali na górę, kamieni nanieśli kupy.
Nie dali się znowu. Ranionych było wielu, zabitych mniej, ale wysiłek ten żadnej nie przyniósł korzyści. Mieszczanie o poddaniu się słuchać nie chcieli.
Nie odjęło to męztwa oblegającym.
Trzeciego dnia niedano też spoczynku Pyzdrzanom, a wszyscy dowódcy zgodni byli, że bądź co bądź, miasto zdobyć potrzeba, bo po próżnem pokuszeniu się o Kalisz, odstąpienie od Pyzdr, sprawę by popsuło i szlachcie odjęło serce.
Czwartego dnia znalazły się już tarany do wywalania wrót i kobylice kryte, a szlachta rozumiała lepiej, że głosu dowódzców słuchać było potrzeba.
Bartosz ze Świdwą poszli sami kierować zdobywaniem głównej bramy. Taran zatoczony