Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gotów już był rozbijać okno i mur, aby się zbliżyć do czarownicy...
Miał już podbiedz do ściany, gdy usłyszał chód, szmer i Hawnula zobaczył przed sobą.
— Chodźmy! chodźmy! — zawołał głosem niespokojnym starosta. — Książe się wkradłeś w zakazane miejsce... tu u nas jak w klasztorze mniszek, surowo zabroniono zbliżać się nawet mężczyznom...
— Zapomniałem o tem — odpowiedział Semko, jeszcze cały przejęty widzeniem, którego załował — taką tu piękność najrzałem w oknie, że można było dla niej utracić zmysły.
Hawnul syknął, ręką podrzucając.
— A! źle się stało! — To pewnie jedna z naszych księżniczek, a kobiety, jeśli was widziały, będą o tem rozpowiadać, i domyślać się nie wiem czego.
W przedsieni u wchodu do komnat starej księżnej, stała straż ruska. Dwóch ludzi brodatych, w czapkach wysokich, z berdyszami w rękach i mieczami u pasa.
Za sienią mała przedsień dzieliła ją od izby, w której księżna Julianna przyjmować była zwykła. U drzwi zawieszonych ciężkim kobiercem, stało pachole, które zasłonę podniosło.
Komnata była przyciemniona nieco, ale czyniła wrażenie książęcego mieszkania... Ściany jej całe zawieszone były oponami wzorzystemi, podłoga wysłana kobiercami wschodniemi, w kącie