Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypadło się zabawiać? Trudnoż tak zbiedz do Wilna?
— Jagiełło zawierzy-li słowu? dacie mi co do niego? — spytał Semko.
Witold pochylił się ku niemu.
— Matka Jagiełły Juljanna — rzekł — dała niegdyś mej matce pierścień. Znają go tam, bo to był stary klejnot po dziadach, oddam ci go na znak, żeś jest posłem moim.
Ale starczy słowo mazowieckiego księcia...
To mówiąc Witold rękę włożył pod suknię, na pierś, gdzie na jedwabnym sznurze klejnot ten nosił, rozerwał taśmę i przechadzając się po sali, pierścień wsunął w rękę Semkowi.
— Powiedz Jagielle — rzekł — niech na Zmudź od siebie wyprawi zaufanego człowieka, najlepiej jednego z braci, Wigunda może, ten mi pierścień odniesie i o warunki się umówi. Ojcowizny żądam tylko, sprzymierzeńcem i hetmanem mu będę, a on wie, że ręka moja na szali zaważy.
Uśmiechnął się książe głowę podnosząc.
— Spraw to poselstwo rychło — dodał — przez litość nademną. Chleb ich mnie truje, woda ich mnie dławi, mowa dusi, panem siebie długo być nie potrafię, kłamać nie umiem. Gryzę się tem, co mówić im muszę, zabijam tem, co czynię.
Z niemi razem iść na moją Litwę? Semku ratuj! to się równa śmierci.
Gwałtowność, z jaką mówił na ostatku, dech