Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a nam rozkazywali; żaden z nich nas z izby nie wypędzał, gdy do stołu miał zasiadać.
Temu panu co nam go przywieźli z Węgier, oprócz Domaratowych nikt się na oczy pokazać nie ważył, niemiecka służba rozpędzała wyśmiewając. Jeszcze go królem nie koronowano, gdy tak poczynał, cóżby było potem?
Panowie krakowscy coś też wiedzieć powinni o wielkiej miłości jaką dla nas ma, kiedy im na Zwierzynieckie probostwo, zamiast Nankiera, niemca jakiegoś czy Czecha chciał wsadzić!
Jutroby wojewodowie i wielkorządcy do nas z Budy i Wyszehradu jechali. Że pan Domarat i krew jego, pana tego na tron gwałtemby wsadzić chcieli, nie dziwota. Im nie o Polskę chodzi, ale o własną skórę, której nie są pewni, gdy nam sprawiedliwy król będzie panował.
Kłanialiśmy się temu panięciu nie raz, ale trzykroć w Poznaniu i Gnieźnie, aby Domarata od nas wziął, odpędzano nas z groźbą i fukiem... Luksemburczyk nam Domarata narzuca, a Domarat Luksemburczyka, niechże z Bogiem razem od nas precz idą!
Za Lepiechą podniósł się taki krzyk.
— Precz z Domaratem! — że szopa się trzęsła. Ręce i czapki miotano do góry, rzucali się naprzód niektórzy. Bodzantę i Domarata namiętność ta przestraszyła...
Blady i zmięszany podniósł się Domarat, do-