Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na dnie, sieciami mnie przykryją. Muszę spieszyć! — powtórzył Bobrek — pilno! pilno!
— Cóż tak nagli? mówcie? — przysuwając się ciekawie odezwał się gospodarz. — Po mnie ciarki chodzą!
— Królowi Loisowi się zmarło! — odparł Bobrek. — Luksemburczyka Polacy nie chcą, ciągną Semka do siebie... Kto wie? Skusić gotowi! — O tem w Toruniu nie wiedzą jeszcze pewnie...
Przybiegł wczoraj Bartosz z Odolanowa. Na rozmowie tajemnej raz i drugi trwali długo. Pewnie mu koroną przed oczyma świecą, gotów się dać im wziąć. Dla naszych panów jest co czynić. Zygmunta popierać muszą, bo to ich jest człowiek, ale i z Semka korzystać mogą teraz... Na wszystko oko pilno trzeba mieć. Gdy się w Polsce zawieruszy, dla nich zawsze z tem dobrze... Kawał ziemi oderwą...
Semko grosza będzie żądny, da zastawą nad granicą szmat jaki...
Rozśmiał się Bobrek ręce zacierając. Pelcz z poszanowaniem, rozwagą i głęboką wiarą a przejęciem słuchał klechy, którego rozumowi ufał...
— Co żywo! co tchu! — mówił dalej klecha. Póki jeszcze dzień niebardzo jasny, idźmy na brzeg...
— Chodźmy, rybaków znajdę znajomych,