Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dał, a z Semkiem się widzieć musi. Jakoż pod wieczór pacholę przyszło po Bartosza, a wojewoda rozmyśliwszy się i spytawszy, czy książę o nim wspomniał, i odebrawszy przeczącą odpowiedź, puścił go samego.
Starosta na zamek wszedłszy, księcia w wielkiej izbie, w której rano przyjmował, nie zastał. Semko siedział w komnatce małej, u wieczornego ognia sam jeden.
Była to taż sama, w której ojciec jego niegdyś zwykł był na starość przesiadywać, wiele tu sprzętu pozostało z czasów jego i broń nawet której zażywał.
Nie wstał Semko widząc wchodzącego Bartosza, tylko mu miejsce wskazał na siedzeniu przeciw siebie.
W twarzy księcia widać było poruszenie wielkie i niepokój.
Starosta domyślił się, że choć jego ofiara odrzuconą została, ziarno, które posiał, kiełkowało. Rozumny człek nalegać nie chciał, gotował się tylko odpierać, jeżeliby mu książę zarzucił co przeciw myśli.
Semko nie chcąc okazać niecierpliwości, choć radby był sprawę zagaił, naprzód się odezwał o swych psiech a ogarach.
— Nie przyznaję się do tego nikoma — mówił z uśmiechem — a wam powiem pod tajennicą, że najlepsze ogary, jakie mam szczenięta-