Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeba grosza, którego nam braknie. Ślecie go do Rzymu — a my darmo musiemy w obronie waszej wojować.
Pan nasz bezbożnikiem nie jest, ale gdy mu złota na wojnę potrzeba i do skarbca kościelnego sięgnie...
— A Kościół go wyklnie jak łupieżcę — zakończył gwałtownie Arcybiskup.
Werner i tem się nie dał poruszyć.
— Już to czasy te przeszły — rzekł — gdy ludzie od klątwy waszej umierali i gdy się jej lękano. Znajdziemy sobie księży, co nam mszę będą odprawiać mimo interdyktu.
Arcybiskup zbladł słysząc te zuchwałe słowa.
— Nie wyzywajcie mnie! — dodał groźnie — abym wam nie okazał, że anathema z tronu obalić może.
Tak się skończyła ta rozmowa, i posłowie odjechali księcia nie widząc, który chory w namiocie leżał.
Po owym szturmie nieszczęśliwym, reszta niedobitków musiała też w mieście i po namiotach spoczywać i goić rany, bo ani jeden z walczących nie wyszedł bez nich, a wielu potłuczonych i pokłutych umierało.
Przemysław nie chciał odciągnąć z pod zamku, dopókiby on mu nie był zwrócony. Chciał być świadkiem, gdy wyciągnie załoga i zająć gród na siebie.