Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani godziny nie traćcie — dorzucił prędko — natychmiast gońców słać na wszystkie strony... Idziemy jutro... poszedłbym dziś, gdyby można.
Tomisław potwierdził potrzebę prędkiego działania. Wydawać zaczęto rozkazy natychmiast.
Książe budził w sobie otuchę, ale i w nim i w Wojewodzie nie było wielkiej nadziei odzyskania Kalisza.
Drugiego dnia już dowiedziano się, że zamek był silną opatrzony załogą i do oblężenia spodziewanego przygotowany. Klęska tę miała tylko dobrą stronę, że Przemysława z odrętwienia wywiodła, zmusiła do wojny, do zapomnienia, co mu na sercu leżało.
Gdy w kilka dni potem ściągnięte siły pod wodzą Tomisława i samego książęcia na Kalisz szły, w twarzy Przemysława widać było gorączkowe walki pragnienie i zapał rycerski. Naglił, wydawał rozkazy, sam wszystkiem się chciał zajmować.
Wojsko zebrane na prędce, choć się z najprzedniejszego rycerstwa składało, liczbą szczupłe było. Książę wołał, że gotów własne dać życie, aby stratę, którą sobie przypisywał — odzyskać.
Nim dociągnęli do Kalisza, Henryk miał czas w nim obwarować się dość silnie, okopać i ludźmi napełnić. Samo położenie wśród nizin błotnistych utrudniało obleganie i zdobycie.
Przemysław opasał naprzód twierdzę do koła,