Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co w głowie mam, a do ciebie nie przychodzę prosić o wstawiennictwo — ale cię buntować.
— Toś bardzo źle padł — odrzekł zimno Kasztelan. — Jam nie dla was.
— A któż to wie? — poufale się rozsiadając ciągnął Zaręba dalej. — Pogadajmyno, po staremu.
Sędziwój ciekawy być musiał, nie zamknął mu ust, czekał...
— Książe ciebie nie bardzo lubi — mówi Michno — to wszystkim wiadoma rzecz i tobie. Dał ci zbywając się kasztelanją dla pamięci ojca twego i żeś mu się nizko kłaniał. O Województwie ci się śni — ale nadaremnie. Ty go nie dostaniesz.
Zresztą, co tu wodę warzyć? Przemysław wasz na swem księztwie się nie ostoi. Ziemianie go wyżeną. Zbójcą jest żony własnej, wszetecznikiem, a tyranem chce być nad nami. Brandeburgi na niego zęby ostrzą, Ślązacy go nie cierpią i zabierą co ma, Pomorza nie doczeka.. Śni mu się korona, będzie ją miał w piekle u Lucypera!
— Milczże! — ponuro przerwał Sędziwój.
— Dla czego mam milczeć? — odparł Zaręba. — Słuchaj czy nie, ja mówić muszę... Gdybyś rozum miał, a mnie posłuchał, wyżej byś poszedł niż jesteś...
Kasztelan przerwał znowu niecierpliwie.
— Bzdurstwa pleciesz!
— Sądź jak chcesz! Ja jadę z Wrocławia od ks. Henryka. Kazano mi cię wymacać!