Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z nas duchownych starych, tutecznych — rzekł — cośmy znani i stosunkami związani, żaden tego, co wy, nie potrafi... Was nic nie osłabia i nie krępuje. Bóg niech będzie błogosławiony.
— Ja mówię tu, com mówił, gdy mi to brzemię kładziono — odezwał się Świnka. — Niech się stanie Wola Twa Panie, gdy kielicha tego odemnie odwrócić nie chcesz.
Kanclerz Wincenty wtrącił coś o swej podróży, Biskup o chwili smutnej, w której przyszły Pasterz przybywał, jakby panu niosąc potrzebną pociechę.
Wszyscy, oprócz samego Nominata, nalegać zaczęli, aby czasu nie tracąc natychmiast przybywającego wyświęcić. Świnka się temu nie sprzeciwiał.
Ks. Jan Biskup Poznański oznajmił, iż Tomasz Wrocławski, Gosław Płocki i Wolmir Lubuski biskupi byli już zawiadomieni przez wysłanych spiesznych gońców, aby się natychmiast do Kalisza stawili.
— A ja wam tam też towarzyszyć będę. — rzekł Przemysław — abym pierwszy powitał Głowę kościoła naszego i odebrał błogosławieństwo...
— A na gody — dodał wesoło ks. Jan — Gniezno się już pocieszyć będzie mogło w ścianach swych witając Pasterza.
Świnka w czasie tych wynurzeń siedział wpatrzony w księcia, który wzroku jego wytrzymać nie