Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

hojnie za to nagrodzi! Ona mu już tu! Prosi, aby go od niej uwolnić!
Nikt w świecie wiedzieć nie będzie.. Chora była, umarła!
— Ty i ja.. nas dwóch dosyć — dodała z zajadłością Mina. — On kazał! kazał!
Bertocha podniosła oczy, wino ją czyniło mężniejszą.
— Weźmiemy po niej wszystko! Ja dla siebie nie chcę nic! Ma jeszcze dosyć klejnotów, które w skrzynce zamyka... są ciężkie łańcuchy... bierz ty.. bierz co tylko jest!
Niemce oczy coraz zaczynały gorzeć jaśniej. Wstała.
— Dobrze to mówić — poczęła trochę ochrypłym głosem. — Ja wszystko wiem! Będzie kto słaby, konający, a jak przyjdzie duszy z ciała wychodzić — broni się okrutnie — ni jej podołać! Małe dziecko trudno udusić — a co dopiero niewiastę...
— Co? ona za małe dziecko siły nie ma — przerwała Mina. — Gdyby jej pod boki nie trzymali, do koscioła by się nie zawlekła.. przez izbę idąc chwyta się za ściany i ławy.
Bertocha wciąż niedowierzająco trzęsła głową.
— Ty myślisz — mruczała — z temi książęty dobra sprawa? Ja i to wiem. Powie, uwolnić mnie od niej, powie zabić, potem sam ręce umyje i końmi rozszarpać każe!