Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciła niebawem z niczem. Odpędzono ją precz od miasta i z tego co miała odarto.
Dowiedziała się tylko, że książe siedział na zamku osobno, bo Probus uwięzionych porozdzielał i zamknął tak, że do nich nawet księdza nie puszczano. Mina z gniewem w sercu bezsilnym wróciła.
Los księżnej nie zmieniał się. Wystawiona na znęcanie się niepoczciwych sług, które tem więcej dokuczały jej im cierpliwiej to znosiła, zeszła do tego stopnia odrętwienia, co z obłąkaniem graniczy.
Gdy została sama, co się często zdarzało, gdyż sługi zamknąwszy ją szły gdzie chciały, wśród łez nuciła czasem pieśni, które jej młodość i piastunkę przypominały. Od łez wzrok prawie straciła, a do krosien siadłszy, widziała je jak mgłą okryte. Modlitwa nawet stała się oziębłą, bo się jej zdało, że Bóg już słuchać nie chce.
Mina, która kręcąc się wypatrywała co się z nią dzieje, cieszyła się widząc obumierającą.
— Schnie! schnie! — mówiła — duszę w końcu wypłacze i zemrze.. Już w niej życia nie wiele.
Cień to był tylko młodej niedawno niewiasty, na którą bez bolu nikt spojrzeć nie mógł, oprócz tych, co ją męczyły.
Gdy szła do kościoła, ludzie przypatrujący się jej, rychły zgon wróżyli, tak zżółkłą miała płeć, wpadłe oczy i policzki, zbladłe usta, ręce wychudzone, krok chwiejny, oddech ciężki.