Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porwał pewnie, gdy przyszła na nią godzina, bo taki zwykle czarownicom koniec bywa.
Wkrótce zaszła w usłudze około księżnej zmiana większa jeszcze.. a najboleśniejsza dla niej.
Razem z Bertocha weszła niby dla posługi Mina, od progu mierząc Lukierdę mściwemi oczyma złości pełnemi.
Księżna widywaną przez okna ulubienicę męża łatwo poznała.
Niemka korzystała ze zręczności od dawna wyczekiwanej, aby tu zająć miejsce przy pani i napaść oczy widokiem swej ofiary.
Nie śmiała jednak zbliżyć się do Lukierdy, której wzrok ją odepchnął. Przeszła się po komnacie nucąc sobie półgłosem i rozmawiając głośno z Bertochą, jak gdyby sama tu była.
Działo się teraz co one chciały.
Przynoszono jedzenie takie umyślnie, aby go księżna w usta wziąć nie mogła, znęcały się nad nią śmieszkami, nadskakiwały pozornie, aby jej usłużnością dokuczyć.
W nocy Lukierda nie śmiała się do snu położyć — siedziała na ławie drżąc i nie mogąc zmrużyć oka.
Skargi przed ks. Teodorykiem nie miały żadnego skutku. Lektor starał się przed księżną sługi obwinione tłumaczyć i umniejszać ich winę.
Ratunku nie było nigdzie!