Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się stary — żeby prędzej ośmieliła się a panią tu poczuła i rozkwitła znowu...
Zlekka popchnął go ku żonie, którą Przemko ujął za rękę, drżącą i zimną. Patrzał na nią z wymówką i jakby pogróżką, ale Lukierda spojrzenia tego nie spotkała, bo oczów od ziemi nie podnosiła i przemówić nie śmiała.
Litując się jej a sądząc, że się go wstyda, Bolesław zabrał się do wyjścia, samych ich chcąc zostawić. — Przemko z przymuszanym śmiechem pożegnawszy żonę pośpieszył za stryjem.
— E! twoja wina czy nie — rzekł Bolesław za drzwi wyszedłszy, ale smutna ona jest — zabawiać ją potrzeba.
— Tęskni za dziadem i za swemi — odparł Przemko. — Pląsów nie lubi. — Dziś turniej będzie, to mu się przypatrzy i rozerwie.
Sług też ma dosyć, jest komu i pieśni śpiewać i baśni prawić.
Mówił żywo, roztargniony, niespokojny, więcej dla ułudzenia stryja, niż by go to wiele obchodzić miało.
— Piastunkę tę starą — dodał — wypadnie precz ztąd wysłać do Szczecina, bo ona jej dziada przypomina i głowę smutkami nabija.
Nic na to nie odpowiedział stary książe i poszli do ziemian...
Po stole, do którego księżnę przyciągnięto, zabierało się na turnieje w podworcu zamkowym.