Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i podniósł głowę — a prawda li to jest — nie moja wina! Wojewoda, Kasztelan winni, świeckie ramię nie duchowne. Moim obowiązkiem wystawiać mu szkaradę grzechu, obrzydliwość zwierzęcej rozpusty — to czynię nie omieszkując, to czynię — dalej, nie moja rzecz! Sprawa ludzi świeckich!
I rękami potrząsał.
— Wojewoda mówi, że o niczem nie wie — rzekł książe.
Notarjus oburzył się.
— Zatem winien niedbalstwa, opieszałości, gnuśności, ślepoty! Winien jest, gdy postawiony na straży nie strzeże, gdy opiekunem będąc, nie opiekuje się. —
Książe Bolesław zapalającemu się przerwał, dając znak, aby zamilkł.
Z poszanowaniem popatrzył na pergaminy i pergaminowego człowieka, który stał jeszcze nachmurzony.
Odetchnąwszy Tylon, rzekł już łagodniej.
— Pozwolicie mi dodać, że tego co być nie powinno czasem najlepiej nie wiedzieć, lecząc chorobę, jak to W. Miłość czynicie, innemi środkami. Dać mu żonę, to najlepiej, krwi młodzieńczej inaczej nie powstrzymać, nie pohamować...
Wasza Miłość najlepiej wiecie co pomoże, w czas, jak Bóg przykazał, dać mu małżonkę... Ustanie zgorszenie pokątne...