Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wasil.

Ale to wszystko nie potrzebne na nic,
Księżna (ze śmiechem) z dobremi swemi sąsiadami,
Nie zechce pewno wyjść z przyjaźni granic!


Dymitr.

Tu — drugi puhar! —

(podają dwa puhary)

zdrowie mojéj żony! (pije)


Wasil spełniając — cicho.

Zdrowie!

(słudzy odnoszą puhary).


Dymitr.

Jak jutra czekam niecierpliwie!
Chciałbym już widzieć wschód słońca czerwony!


Wasil.

Niecierpliwości wcale się nie dziwię.
Kto swego szczęścia jutro się spodziéwa
Bezsenny może czekać wschodu słońca,
A noc mu długo iść będzie leniwa,
Nim się doczeka poranku i końca. —
O! młody wieku! czemuż niesiesz z sobą,
Ogień młodości, zabiegi, nadzieje?
I ja tak Kniaziu życia ranną dobą,
Szalałem niegdyś — dziś już nie szaleję!