Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Róże! tam niedaleko za gankiem pod domem,
Pieściliśmy oboje, kochali oboje,
Ona ją ukrywała przed wichrem i gromem,
Ja z gałęzi leszczyny robiłem jéj zbroję,
Każdy pączek pod naszym rozkwitał się okiem,
Każdą gałęź wznieśliśmy rękoma naszemi,
Teraz, byłem niedawno! na polu szerokiém,
Na gruzach cierń się tylko rozesłał po ziemi,
Lecz gdy gdzie ujrzę, w ogródku rozwitą,
Lub zwieszoną i zwiędłą nad dziewiczém czołem,
Wspomnę tę różę łzami naszemi obmytą,
Razem od nas chowaną, wychowaną społem!
I Laura kwitła i uwiędła kwiatem,
Pamiętam ją w róż wianku na grobu pościeli,
Ksiądz śpiewał, lud się modlił, jéj duszę nad światem,
Nieśli na chmurach do nieba anieli.
Lilia to także znajomość dziecinna,
Pamiętam — w naszéj kaplicy,
Gdy czysta jak dziewica, jak dziecię niewinna,
W ołtarzu Bogarodzicy —
Lilia w uplotach z nachyloném czołem,
Modliła się z nami razem,
Jak konający pielgrzym przed kościołem. —
I ja z nią przed tym obrazem —
Klęczałem wówczas, modliłem się szczerze,