Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

począł wzdychając. — Przywiózłem list i pierścionek. Nie będę go rozgrzeszał ani tłumaczył, paniusiu moja, bo słowo dał i dotrzymać go był powinien, ale matka jak mu się rozchorzała, jak na śmiertelnem łożu poczęła go zaklinać, że nie umrze spokojną, póki go ożenionym nie zobaczy, biedaczysko uledz musiał.
Bietka z zakąszonemi usty słuchała. Powoli zdjęła z palca pierścionek zaręczyn, który tyle razy całowała i łzami oblewała i położyła go spokojnie dosyć przed Woroszyłłą, który naprzód lista dostał z za żupanika, a potem pudełeczka z pierścieniem. List wziąwszy w ręce Bietka, nie rozłamując pieczęci, w oczach Woroszyłły rzuciła do komina, na którym ogień płonął, a pierścionek swój włożyła do kieszeni.
— Tak tedy — rzekła sucho — wszystko, dzięki Bogu, skończone. Zawsze to lepiej, niż w niepewności zostawać.
Dziękuję wam; powiedzcie, że mu szczęścia życzę.
Zmięszany poseł widząc, że się jej swobodnie wypłakać było potrzeba, wstał, pocałował ją w rękę i poszedł.

Gdybyśmy treść tego opowiadania czerpali z fantazyi, łacnoby było powieści dać zakończenie mniej prozaiczne, niż w istocie los zrządził. Bietka wypłakała się, ale uraza i gniew powstrzy-