Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyknieniu do ruchu i zajęć u dworu, do obyczajów jego, nawet do powszednich warunków, dość wydawało się smutnem. Była tu więcej panią czasu swego i czynności, lecz nie wiedziała jak rozporządzić niemi.
Myśli jej leciały do biednego Nietykszy, spoglądała na pierścionek, powtarzała sobie co słyszała o starej matce, niepokoiła się tem, że jej o sobie znać nie dawał i nie powracał. Być zresztą mogło, że na dwór księcia Albrechta już się dostał, ale kanclerz należał do tych magnatów ówczesnych, co nigdy prawie nie siedzieli w miejscu. Kilka tygodni w Ołyce, potem w Wilnie, to w Krakowskiem, to w stolicy, dwór i on zimę i lato w nieustannych spędzali wędrówkach.
Mnóztwo interesów prywatnych, familijnych, urzędowych, przyjacielskich, sprawy w sądach niezliczone ks. kanclerzowi spoczywać nie dozwalały. Można też się go było i w Warszawie spodziewać.
Tęskniąc za Nietykszą, Bietka codzień się spotykała z pięknym Lackowiczem, który w początku się jej wydał rubasznym do zbytku, ale wielką służbistością powoli życzliwość pozyskał.
Prawda, że rozmowy z nim prowadzić o czem innem jak o Siczy, lub o bardzo powszednich rzeczach, było trudno. Słuchał rad, mówić nie miał co. Czasem gdy dziecinne lata swe o gło-