Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z tych wycieczek zapamiętałych, pochwycony za ramię musiał się zatrzymać Płaza; stał przed nim Parfen.
— Co ty? skrutywsia?
Nie wiedział co odpowiedzieć zrazu Lasota.
— Chcesz tu na wieki zamieszkać? — począł marszcząc się kozak. — Ale ty tu posłany z listami i powracać musisz z niemi? Batku! o tem nie zapominaj!
— A któż ci mówi, że ja wracać nie myślę? — spytał Płaza.
— Naco mi ma kto mówić, kiedy ja widzę — mówił kozak — a co gorzej, ja to u was przez skórę czuję...
Caryca i ty zdrajcy — dodał — a no, podumajcie wy sobie, my długie ręce mamy! Ej! ej!
Począł się w piersi bić raz po raz przestraszony Lasota i odprowadził kozaka na bok. — Ja przed tobą kłamać nie będę, bo ciebie nie oszukać; ale ty widzisz, czujesz, a nie tak jak ono jest!
Miałeś ty kiedy żonę, dziecko?
Parfen spojrzał na niego zdziwiony i pogardliwie niemal.
— Ja? dziecko! tfu! szczenięta chowałem, prawda... no, tatarkę jedną miałem trzy dni w szałasie, alem ją nahajką wypędził... śmierdziła potem.
— Więc tego nie znasz jak się dziecko ko-