Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nań jego nie podzielał. Służył mu, bolejąc, że się Władysław łudził.
— Co mi powiesz? — odezwał się król żywo — usposobienie jakie. Widziałeś kogo?
— Mnóztwo osób.
— Jakże są usposobieni?
Kazanowski milczącem ramion ruszeniem odpowiedział.
— Bajaźliwi są — przerwał król — nikt nie ma odwagi przeciwko prądowi płynąć, ja muszę mieć męztwo za wszystkich. Dysymulowałem dotąd; dziś już nie pora.
— Gdybyś chciał — odezwał się marszałek — na nic się to nie przyda, przygotowania są nadto jawne. Wojska po kraju i w stolicy rozstawione dokuczliwie się czuć dały.
Władysław się rozśmiał.
— Wiem! skargi są powszechne, a zatem niech mi pomogą z kraju wyprowadzić regimenta. Ja nic innego nie żądam. Sejm...
Spojrzał na przyjaciela, który usłyszawszy o sejmie, mocno się skrzywił.
— Rachujesz na sejm? — szepnął.
— Mój Boże — gwałtownie wtrącił Władysław — pracowałem tyle nad przygotowaniem do niego, że jeśli nie na cały sejm, to na czoło jego liczyć, zdaje mi się, mogę. Zresztą, ty znasz myśl moją.
Kazanowski spuścił głowę i milczał długo.