Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Matka wasza — poczęła Bietka — ja wiem o tem, jest przeciwną, a ja do nieposłuszeństwa jej was nie chcę doprowadzić. Nigdy podobno się nie spełni...
Nietyksza nie dał jej dokończyć.
— Pani matka moja — rzekł — prawda, upartą jest, ale ja niemniej. Jednego mnie ma, gdy się przekona, że ja bez was szczęśliwym być nie mogę, zgodzić się musi.
O tem też ja was upewnić chciałem, królowo moja, że gdyby mi najdłużej czekać przyszło, wiernym wam pozostanę; ale wy?
Spojrzał jej w oczy.
Wejrzenie jasne i ruszenie ramion, którem mu odpowiedziała, mogło go uspokoić.
— Wyście dla mnie krwi swej nie żałowali — rzekła spokojnie — a jakżebym ja niewdzięczną być miała i mogła o tem zapomnieć?
Zresztą nikt o mnie, a ja też o nikim nie myślę, a Nesterackiego niema się już co obawiać.
Przyjaciółka jego także dziś mu pomocną być nie może. Królowa jejmość łaskawą jest na mnie — dodała — nie wypędzi mnie ode dworu. Czekam na powrót ojca, i o niego jestem niespokojną.
O ojcu tym słyszał wprawdzie Nietyksza, ale nie wiedział wiele, a nawet cel podróży jego był mu nieznanym. Zapytał więc.
— A dokądże się udał?