Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmarszczony, kwaśny król spojrzał na wojewodzica, ziewnął, ręką poruszył.
— Bez mojej wiedzy z mojej służby i dworu — zamruczał.
— Dziewczyna gotową jest, jak mówi, sama się stawić i tłumaczyć — dodał Pac — ale będzie Amandę obwiniać... i to do niczego nie doprowadzi.
— A! niech zostanie gdzie jest — odparł król z widoczną niechęcią i zniecierpliwieniem — ja się w te sprawy kobiece wdawać nie myślę. Fraucymer prowadzi panna Amanda i ona za niego odpowiada. Jej wina jeśli go utrzymać nie umie. Nie róbmy z tego dzieciństwa kwestyi tak ważnej. Nie życzę sobie, aby marszałkowa Kazanowska wiedziała o tem, że ja się w to wdaję, chociaż czynię to dla dziecka...
Biedny Zygmunt przyjaciółki się wyrzec będzie musiał — dorzucił król nawpół szydersko.
Pac zmilczał. Rzecz zdawała się już załatwioną, gdy król po namyśle kazał się zbliżyć do łóżka wojewodzicowi. Wysunął szufladę stolika, w której zadźwięczały pieniądze. Pac szedł opornie.
— N. Panie — rzekł — jeżeli myślicie o podarku dla Bietki, ona pieniędzy nie przyjmie a ja będę narażony.
— Nie zostaniesz na nic narażony — rzekł król sucho. — Masz oto tych kilkanaście ta-