Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/046

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Możesz rozkazać i wszyscy cię słuchać powinni? — mówił Zygmunt.
    — Wszyscy, nawet ty — dodał śmiejąc się król.
    — Rozkażże mi natychmiast, aby ta niegodziwa Bietka, która się gdzieś ukryła, przyszła tu i bawiła się ze mną Ja ją lubię!
    Uśmiechnął się król.
    — Gust masz niezły — rzekł — gdzież jest ta Bietka?
    Amanda zmarszczyła brwi i zacisnęła usta. Pac nie chcąc snadź odpowiadać cofnął się w tył... nastąpiło milczenie. Zygmunt królewicz tupał niecierpliwie nóżkami.
    — Cóż się z nią stało? — żartobliwie powtórzył Władysław, zwracając się do Amandy, której twarz wyrażała gniew i oburzenie.
    — N. Panie! — odezwała się wreszcie wybuchając i zapominając o dziecku, które słuchało. — To jest całkiem zepsute, zdziczałe, nieposłuszne, nie do prowadzenia dziewczę. Oddawna chciałam się go pozbyć.
    — O! ja na to nie pozwolę — wtrącił królewicz — ona się doskonale umie bawić ze mną i opowiada mi historye, które ja lubię.
    Król się też niecierpliwić zaczynał, i widząc, że ze strony Amandy na długi wywód się zanosiło, spojrzał na Paca; ale ten, milczący, nie miał