Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/047

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    jakoś ochoty wyręczyć faworyty i cofnął się krokiem, a niemka mówiła coraz żywiej.
    — Sprzykrzyło się jej widać na dworze; mówią, że jakiś awanturnik ją przyznał za córkę. Nie wiem... ale to pewna, że od rana jej niema, że bez mojej wiedzy wyniesiono jej rzeczy i ona sama znikła...
    — Jak to być może! — zawołał król mocno oburzony tem, zwracając się do Paca. — Cóż to za porządek a raczej nieład u mnie, ażeby służba mogła samowolnie...
    Pac milczał wskazując na Amandę, która się rzucała z gniewu, próżno tłumiąc go w sobie.
    — Straty nie poniesiemy, gdy sobie pójdzie precz — dodała — ja dawno chciałam ją wypędzić... Zuchwałą była i nieposłuszną nad wyraz wszelki, nad wiarę; ja byłam cierpliwą nadto długo.
    Królewicz Zygmunt słuchający z uwagą wielką wmięszał się.
    — Amanda się z nią obchodziła jak z prostą sługą, a to była moja dobra przyjaciółka!
    Nie mógł się od uśmiechu król wstrzymać, widząc z jaką powagą Zygmuś się ujmował za tą swą przyjaciółką.
    Panna Amanda spojrzała na chłopca piorunującym wzrokiem, Pac zagryzł usta i pokręcał wąsa, a król, którego ten spór już nudził, potrząsał głową.