Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biło, gdyż się przekonywała, że w istocie ojca znalazła w tym nieznajomym, a dosyć dotąd wstrętliwym sobie człowieku.
Wiedziała jakie ojcowstwo daje prawa, lękała się, aby ten starzec nie zmusił ją opuścić dwór, jechać za sobą, porzucić wszystko do czego była nawykłą. Serce do niego nie ciągnęło jej wcale, a jednak coś powiadało, że wyrzec się rodzica było grzechem, że powinna się poddać losowi.
Płaza czekał na słowo od niej, a spostrzegł tylko, że się jej łzy z oczów polały.
— Dziecko moje — zawołał — czegóż ty płaczesz? Nie miałaś na całym świecie nikogo, byłaś sierotą, Pan Bóg ci daje cudem odzyskać ojca, bo to cud jest łaski Jego, a ty płaczesz? Byłaś na łasce ludzi, teraz możesz jej nie potrzebować. Ojciec twój ma tyle, że cię i wyposażyć może i przyszłość zapewnić.
Co się działo w duszy dziewczęcia, Bóg jeden wie; siedziała długo jak marmurowa, tylko łzy kroplami jej z oczów padały, potem powoli, z obawą jakąś wyciągnęła rączkę, pochwyciła namulaną dłoń Płazy i do ust ją przycisnęła, nie mówiąc nic.
Stary pochwycił ją za główkę i rozpłakał się też całując.
W tej chwili właśnie wpadła jeszcze włosy poprawując Bielecka, i zobaczywszy ich całujących się, aż krzyknęła bijąc w dłonie.