Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mieszkanie wasze nowe ja już wiem. Dali wam szafarza królewskiego, o którym ludzie powiadają, że nie do samej śpiżarni dostarczał białego mięsa! Głodni nie będziecie.
Przypomniał tedy sobie nagle Płaza, iż jejmości na obiad powracać obiecał, i ruszył ku rynkowi Starego miasta z Parfenem się pożegnawszy.
Na ratuszowym półzegarzu biło południe, gdy Płaza już na wschody wstępował, a w kilka minut później Bielecki przyszedł po niego na obiad zapraszać. Tu się też można było spodziewać, choć u mieszczanina, pewnego występu na jego miarę, i w istocie obrusami szytemi, cynowem naczyniem, szkłem i kubkami srebrnemi mogła się jejmość pochlubić. Zbytek już i tu się zakradał.
Bez wina nie siadano do stołu. W izbie jadalnej nikogo jeszcze nie było gdy weszli, ale wprędce otworzyły się drzwi i pani Bielecka weszła, ale nie sama.
Towarzyszyła jej strojna wielce i z bardzo starannie utrefionemi włosami młoda dzieweczka, z wianuszkiem na głowie, od której spojrzawszy na nią Płaza już oczów oderwać nie mógł.
Z pierwszego wejrzenia poznać było można w niej kobietę z fraucymeru dworskiego, nawykłą do strojenia się i zalotów. Nawet starego Płazę obdarzyła uśmiechem i minką, która niestety boleśnie mu jego żonę Bietkę przypomniała.