Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz nie mogło być w tem nic dziwnego, że dwie malowane zalotne dworki podobne do siebie były?
Tyle lat kobiet nie widując i nie obcując prawie z niemi, Płaza teraz i na obrazach i w żywych widział ciągle własnej przeszłości przypomnienia, a tu bo i głos i twarz i ruchy dziwnie mu uprzytomniały te dawne, szczęśliwe i najnieszczęśliwsze czasy. Ale sam trochę urągał się z siebie przeto, że na obrazie u kanclerza a tu w żywej za stołem ciągle niewierną żonę, której dawno powinien był zabyć, upatrywał.
Przeżegnał się nieznacznie biorąc to za sprawę złego ducha.
Bielecki półgłosem szepnął mu na ucho, iż dzieweczka, którą widział przed sobą, mogła mieć piękne wyposażenia nadzieje, gdyż królowi się bardzo podobała, a ten dla kobiet hojnym bywał.
— Prawda i to — dodał Bielecki — że ich teraz, gdy nowa pani nam przybędzie, wielu się pozbywać będzie potrzeba. No, taką Amandę wyda król za panka i da mu urząd wysoki, ale innym pieniędzy będzie trzeba, a tu u nas wszystko teraz na działa i muszkiety się topi.
Kobiety im szeptać pocichu nie dopuściły. Śmiałe obie, równie Bielecka jak jej towarzyszka zaczepiały do rozmowy, która była bardzo swobodną.