Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisławie, co o niéj mówią, że ich palcem jak zabójców wskazują; teraz pojmowała, że rozłączyć się było już niepodobna, tak boleśnie serce się jéj ścisnęło, taki ją przestrach ogarnął. Zaledwie goście się rozjechali, ona padła cała we łzach na kolana przed Ciotką.
— Co się stało! na rany Jezusowe? Co ci się stało? zawołała Prezesowa.
— A! ciociu, ja zerwałam z nim, ja tego nie zniosę —
— Z kim? dla czego?
— Z Stanisławem — Ty wiész co mówiono, widziałaś jak nas dziś prawie wskazywano palcami — Ciociu! on wyszedł oburzony, w rozpaczy, i powiedział mi że umrze!
Prezesowa załamała ręce —
— Cóżeś ty zrobiła! Czemuś się mnie nie poradziła! Ale to szaleństwo! Prezesowa porwała się za głowę. Tu potrzeba radzić! I na cóżeś się tak śpieszyła! Alboż to co pomoże! Mówić o tém nie przestaną, a jego utracisz —