Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a w sercu mu się burzyło piekło — Tamta umiéra, ta dla któréj największą uczynił ofiarę, odpycha go! Miłość ku Natalij, walczyła z dumą, Stanisław niepojmował tych co się korzą przed kobiétą i padają prosząc o serce, popchnięty, czuł że nie potrafi zbliżyć się do niéj więcéj, że nie schyli się przed nią, choćby miał prośbą najwyższe okupić szczęście. I duma zwalczyła miłość. Z zmarszczoném czołem, wzdętą piersią, pełen rozpaczy, niespokojny, wymknął się z salonu.
Gdy Natalja wróciła i rzuciła okiem po nim, już go nie było —
— A pan Stanisław? spytała Prezesowéj.
— Zdaje się że wyszedł —
Ona pobladła i niedowierzając jeszcze przeszła salon i drugi pokój, szukając go oczyma. Nigdzie go nie było. Wróciła do Prezesowéj i padła na kanapę; spuściła głowę, i resztę wieczora nieruchoma, nie odzywając się do nikogo, spędziła, cała w myślach i swojém cierpieniu.
Natalja chciała zerwać w piérwszéj chwili oburzenia, gdy jéj któś powiedział, co o