Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spotkaj ich teraz inaczéj jak z czapką w ręku! Oni wybiérać będą Marszałka, Sędziego, Dozorców magazynowych, wielcy i szanowni to ludzie! Dawny Sejmikowicz, a dzisiejszy wyborowicz, a znakomita to w powiecie figura. Całe trzy lata myśli o wyborach, a gdy nadchodzi ta uroczysta chwila, o! co za radość, co za tryumf dla niego, pan! jak mu się wszyscy kłaniają, jak go zapraszają, jak go tytułują, ten chorążym, ten podkomorzym, ten regentem, kto co napadnie. — Wyborowicz nadyma sie; on pewien siebie i co on zechce stanie się! Lata od kwatery do kwatery głosujących, i szepcze z każdym na ustroni. Potrzeba mu kogo pozyskać dla kandydata. Siada i zaczyna. Kłania ci się nasz — O jak on kocha! niémasz wyobrażenia. Niedawno w jedném towarzystwie którego nie wymienię, godzinę się ujadał za ciebie! Co przyjaciel to przyjaciel — Ale, ale, wiész że się podał za kandydata do marszałkowstwa!! no, co przyjaciel to przyjaciel, kazał cię prosić na obiad.
Drugiego chce zrazić od kogoś, pędzi do niego.