Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ganie srogie — ale nieuwierzyła niczemu, nikomu — myślała, to jakieś obłąkanie, to przypadkowe zjawisko — świat musi być inszy, lepszy, a to są tylko wyjątki.
Miarkujcie jaką miłość wyrodzić mogło, takie pojęcie świata, takie zaufanie w jego ślachetności i piękności, tak uparta wiara we wszystkie dobro, sceptycyzm dla złego — jaką miłość wyrodzić mogło przekonanie że to uczucie, jest jedyną podstawą życia.
A Staś co widział świat inaczéj, znał go trochę lepiéj, co się już otarł o tę jego stronę czarną i smolącą, i z boleścią przyjmował konieczne przekonanie o exystencij téj złéj strony, teraz przy Natalij, słuchając jéj, wcielając się w jéj myśli, tracił wiarę w zło, urojeniem je poczytywał, pamięć o niém tracił. Tak jeszcze był młody!
Kilka dni zabawili w domu Prezesowéj — Dom to był nie pański, i nie ślachecki razem, cóś pośredniego, zmięszanego Życie w niém miało trochę swobody ślacheckiéj, wiele przyjemności pańskiego. Nie było w nim wytworu, ale smaku wiele, nie