Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całe pędziła nad xiążką. w modlitwie. Nie przywykła do tego rodzaju pociechy, nie uczuła zbawiennych jéj skutków od razu, myśl jéj była gdzieindziéj, a gdzieindziéj oczy: powoli jednak pociągniona kilką wyrazy, jakąś prośbą co się odbiła w duszy, zaczęła się modlić z większym zapałem, z ufnością —
— Czemuż wprzódy nie byłam nabożną, mówiła sobie — ilem się to pociechy pozbawiła, odpychając religją i nie licząc jéj za nic. Ona by mnie była wstrzymała od wiele złego i nauczyła ciérpieć nie buntując się przeciw woli Bożéj i obowiązkom. Ale się stało! życie drugi raz nie wróci — I gdyby wróciło —
Julja poczuła, że taką jaką była, jaką ją wychowano, jak świat ją otoczył, przykłady — nie mogłaby być inną, myślą uniewinniała się — A jednak dodała, i na tym świecie, są lepsze odemnie.
Jednego wieczora, pogodnego zimowego wieczora, kiedy się gwiazdy iskrzyły na błękicie i xiężyc wszedł na niebo, Julja odsłoniła firankę okna i patrzyła w oddalenie. Niewiém czemu wszyscy co czują śmierć, a