Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmiłuj się, zawołał Staś — tyś jéj niewidział, tak nikt na świecie nie udaje i udać nie jest w stanie.
— Cóż robim z sobą.
— Jedziemy jutro —
— A ona zostaje —
— Ona jutro wyjeżdża, ciszéj dodał Staś.
August powtóre wzruszył niecierpliwie ramionami.
— Wyrzecz że się Natalij, rzekł — Masz do wyboru z nich jedną. Pamiętaj że jesteśmy na wsi. Każdy nasz krok wyrachowany, policzony, uważany — Ona się dowié, jeśli na nowo zaczniesz bywać u Hrabinéj i utrzymasz dawne związki, a na ówczas — nie będziesz jéj się mógł pokazać więcéj.
Staś stanął zadumany.
— Ale powiédz że mi co mam czynić?
— Zerwać i skończyć od razu, teraz zaraz — rzekł August.
— Dobrze, rzekł Staś powolnie — dobrze — Ale o jedno cię tylko proszę — Pójdź sam i zobacz ją teraz. Jeśli wróciwszy