Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I znowu gwałtowny porwał ją kaszel. Drzwi się otwarły i wszedł Hrabia, a za nim Doktor Schwernoth, mała, niezgrabna, pękata figurka, we fraku czarnym, z kapeluszem, ogromną laską w ręku, sygnetami na wszystkich palcach, twarzą rumianą i oczkami żywemi. Doktor Schwernoth, był jak powiadano niegdyś cyrulikiem tylko i niewiadomo jak i kiedy na Doktora Medycyny i Chirurgij się wyświęcił. Mało miał nauki, ale za to wiele doświadczenia i odwagi. Gdy mu się raz słabości pacjenta poznać nie udało, niezrażał się bynajmniéj, probował inaczéj i znowu inaczéj i jeszcze inaczéj, aż nareście trafił albo w chorobę, albo w człowieka. E sempre bene. — Gdyby był żył dłużéj, byłbym go niezawodnie wykurował, powiadał sobie, co ja winien że umarł. Doktor nasz zapewne skutkiem dawniejszego swego cyrulickiego nałogu, lubił krew puszczać, stawiać bańki, wezykatorje i synapizma; nadewszystko jednak krew puszczał, dowodząc że jéj nigdy nadto puszczać nie można.
Dla pacjentów grzeczności i pobłażania niezwyczajnego, miał u wszystkich łaskę, gdyż