Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pań i panienek, Sanie mijały się, przeganiały, wyglądali jedni za drugiemi, uśmiéchali się — Ślachcic żartował z karety; panienki żartowały z ślachcica — e sempre bene.
Pomiędzy temi sankami, były jedne w których Staś siedział z Augustem — Jechał on dla poznania dawnéj stolicy Rusi Kijowa, dla zobaczenia z drugiéj odmiennéj strony, tego co to u nas nazywają kontraktami, zapewne dla tego, że się na nich nie zawiérają żadne kontrakty prawie.
Poranek był chłodny, gdy wyjechali z Dubna, August namówił Stasia na tę podróż w nadziei, że ona go rozerwie, coraz to bardziéj lękał się o siostrzeńca, któren okazywał tak silne przywiązanie do Julij, takie dla niéj poświęcenie wszystkiego, takie zaprzedanie się niewolnicze, jak gdyby miał z nią na zawsze los swój połączyć. August bał się rozwodu, któren dwakroć już wyszedł z ust Stasia, i kręcił mu się po głowie; lękał się ożenienia, które nie bez przyczyny za niedorzeczne uważał, niemogąc pojąć takiego związku, bez nadziei trwa-