Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żylkiewicza lubię — Ja wiem, że on mnie kradnie. Ale to każdy kradnie — Ale on mnie zna, ja jego znam, on w moją słabość trafia — Ty byś mi pewnie dał jakiego pedanta —
— Bardzo poczciwego i zdatnego człowieka.
— A to nic gorszego jak z takiemi miéć do czynienia, bo to zaraz dumne, opryskliwe, zarozumiałe, punktualne. Miałem jednego poczciwego człowieka, który mało mnie nie umorzył swoim nudziarstwem — Ale ja tu gadam, a mnie ze śniadaniem Alfred czeka — A ty nie idziesz? hę? Zostajesz z Hrabiną? Dziękuję — No! to do zobaczenia —
Hrabia nałożył kapelusz i wyszedł.
— Ale ja widzę, że to nie jest tak zdesperowane jak mówisz — odezwał się Staś, On zupełnie spokojny!
— O! on zawsze spokojny — szepnęła Julja i zapłakała gorzko — Niéma ratunku, niéma sposobu — On gotów z Żylkiewiczem mnie podpisać, jeśli ja sama nie zechcę.