Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je oddaje — Zechcecie więcéj, mogę dostać więcéj, mów pozwól zaklinam cię.
— A! na Boga, na matkę, zaklinam cię, nie czyń tego, nie myśl nawet, gwałtownie rzucając się zawołała Hrabina. To nam nic pomódz niemoże, a mnie serce zakrwawi — Od ciebie nic nieprzyjmę prócz twojego serca — te jedne mi zachowaj Stasiu! Na Boga nie czyń tego, nie czyń tego —
I rzuciła mu się do nóg prawie —
— Wiész może, ale nie pojmujesz ja kem już wówczas cierpiała — Toby mnie zabiło — Niedość żem ci wydarła twoją przyszłość może, związała cię moją smutną miłością bez nadziei, bez jutra, trzebaż abym cię jeszcze.
— Zaklinam cię — nie mów Juljo — przstań, ja okropnie ciérpię — Uspokój się powiédz mi.
— A! gdybym ci się choć wszystkiego zwierzyć mogła — ale i tego uczynić niemogę. Okropna rzecz, tybyś wzdrygnął, gdybyś usłyszał, ty tak ślachetny, tak dobry tak litościwy — Niepojmujesz Stanisławie, z kim los mnie związał na wieki! Ten człowiek. —