Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julja podniosła oczy —
— Nic, odrzekła — nic — Jesteśmy zrujnowani, ubodzy — upadliśmy —
— Jakto! cóż się stało? powtórzył Staś
— Ta burza na nas gotowała się dawno, odpowiedziała Julja — dziś wypad. piorun. Mój mąż —
— Może są sposoby, ratunek —
— Żadnego — żadnego, zawołała Hrabina, zginęliśmy — powiédz Stanisławie, ty mnie dla tego nie opuścisz —
— Dla tego! ja! rzekł Staś, mogłażeś nawet pomyśléć —
— Ach! powiédz, powtórz mi to — To moja jedyna pociecha, ty nas nieopuścisz —
— O Juljo, możnaż się pytać! nigdy, nigdy! Czyliż mnie nie znasz jeszcze.
Hrabina płakała, Stanisław przeszedł się po pokoju.
— Juljo tyś kobiéta, ty nie znasz interesów, twój mąż nie zajmuje się niémi, może jest jaki ratunek — Ja mam około 80,000 tysięcy do rozporządzenia, ja wam