Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzmią tylko świergotem wróbli i hukaniem sowy, to ruiny nieopatrznych bankrutów; te popodpiérane domostwa, walące się domy, te odrapane budowle, te niepokończone gmachy, a już mchem porastające — wszystko to ruiny. I domy stojące jeszcze świéże, białe, wesołe, czyste, jak często nazajutrz się walą? I ziemia nawet, rola nasza, w iluż to miéjscach, opuszczona, porosła chwastami, odłogiem rzucona, źle uprawna, zapowiada jutrzejszy upadek panom, co już jéj czém zasiać nié mają? —
Jeśli przejedziesz dwa, trzy w kwitnącym stanie majątki, dzieśięć, dwadzieścia za to spotkasz opuszczonych, zrujnowanych — U nas dobry byt jest wyjątkiem, zwraca oko zamożność, zadziwia porządek i dostatek, stanem normalnym, zniszczenie, upadek. —
Wszystkiemu temu winna nieopatrzność, próżnowanie, życie nad sferę, niepojęcie siebie i swojego położenia. —
Wróćmy do panów.
Wielu ich bardzo, jakeśmy powiedzieli, jedzie na kontrakta, dla wywinięcia się z in-