Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swojéj, wziąść piéniądze udając że się ich wcale niepotrzebuje. Co zabiegów, co sztuki w traktowaniu interessów takich. Zwykle zręczny plenipotent dokazuje tych cudów, on to rozsiéwa wieści o wypłacie kapitałów wszystkim, on prowadzi do próżnéj kassy, on puszcza żydów z nowinami, on braci ślachtę poi, on się przed niémi zaklina na żonę i dzieci, że magnat jest w najlepszém w świecie położeniu finansowém; on traktuje, żartuje, przyswaja, łudzi, pociąga, mozoli się, poci za pana. Pan tym czasem, jak gdyby nigdy nic, gra spokojnie w diabełka, przegrywa, wygrywa, śmieje się, je, pije i w rzadkiéj ostateczności dopiéro traci cząstkę humoru i pewność siebie. Na głowie łyséj (i łyséj nie darmo) plenipotenta, cała waga interessów — Cóż mu za to? Góry złote obietnic, oblig jeden, drugi, dożywocia, uściski, a na starość? — często bardzo kij i torba. To jego co zjé i wypije na stole JW. pana, łagodząc cerberów — kapitalistów.
Przestraszający jest stan interessów większéj części panów. Dziwią się pospolicie że niéma wiary i kapitaliści pożyczać nie chcą?