Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w karty, pogawędzić, zobaczyć się z przyjaciołmi i powrócić ze sprawunkami dla jéjmości dla przebłagania jéj gniewu.
Pańskie ekwipaże największéj także rozmaitości, od starych ark Noego położouych na sanie, z okrągłemi okienkami i malowaniami na drzwiczkach; aż do nowych wiedeńskich i warszawskich powozów, napatrzysz się wszystkiego. Jdą bryki z kuchniami, furgony, jadą kozacy, ciągnie się służba, kancellarje, plenipotenci, sekretarze. —
W mieście gwar i życie, jakich niéma w ciągu całego roku; żydzi rozbijają się o przyjeżdżających, zapraszając ich do zajezdnych domów, słudzy krzyczą, panowie się śmieją, konie rwą, sanki brzęczą, ubodzy piszcząc proszą jałmużny, budnicy utrzymujący porządek w mieście rozpędzają gromady — Tam zajeżdzają bryki, tu kocze, tu fury ze drwami — A wszędzie pełno, czarno od żydów, spójrz w którą zechcesz stronę, a wzrok twój padnie na izraelitę. Ja niewiem dla czego dotąd opisując żydów, kontentują się wszyscy zawieszeniem pejsów, brody, nałożeniem jurmułki