Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z obligiem w chustce zawiniętym, odbiérać swoje piéniądze u Jaśnie Wielmożnego, marząc jak ich użyje. Na nim kapota bajowa, czapka barankowa, płaszcz watowany i szlafrok podarty — Staje w ubogiéj stancyjce na przedmieściu.
Wiozący parę tysięcy rubli, jedzie już koczobrykiem, lepszemi końmi, w krakowskich szlejach, z kozaczkiem, tłumoczkiem, faską bigosu, fajką piankową i kapszukiem na guziku surduta zawieszonym. Gdy Jaśnie Wielmożny niéma mu czém oddać, jest podobieństwo że go choć przyjmie za Rządzcę do dóbr których. To się nieraz trafiło. Rzadsze jest puszczenie folwarku do wytrzymania, bo najwygodniéj miéć i piéniądze i folwark w ręku, a stanowiąc Rządzcą jegomości, można się z nim potém pokwitować. I to się trafiało.
Cztéry konie, chomąty krakowskie, furman i kozaczek w liberij szaraczkowéj, to pan brat ślachcic, na jednéj wiosce, albo na części tylko wioski, który jedzie pożyczyć piéniędzy, sprzedać wełnę na owcach, pszenicę nie młóconą jeszcze, lub tylko pograć