Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ażebyś znał to serce — Może poznawszy go nie zechcesz — ale na cóż mam cię oszukiwać — Nie młode, świéże, żywe serce, ale resztkę serca wypalonego więcéj cierpieniem i niedolą, niż szczęściem — możesz wziąść odemnie — Ja nie byłam nigdy, jednéj chwili szczęśliwą. Nikt nie wié, co łzy wylałam po cichu nad moją dolą — Nie potrzeba mi było sięgać wyżéj, gdybym została ubogą, byłabym szczęśliwszą — Spokój naszego życia, dostatki nasze, zgodne pożycie, wszystko to kłamane, wszystko to tynk tylko co pokrywa bladość, strupieszczenie, niedolę, cierpienie. Ten dom, te majątki, to bogactwo otaczające nas — wszystko to nie nasze, odłużone, obciążone, kupione upokorzeniem, bezwstydem, ofiarą swojéj godności, ofiarą sumienia. Spokojność nasza kłamana — a za nią co trosków, co niedostatku, co się burzy ukrywa. Wszystko to serce przeciérpiéć musiało i myślisz że wyszło z tego czyste, namiętne, pełne wiary i miłości. O! nie, dla serca co przeżyło życiem takiém, życiem fałszu, malowaném, życiem kłamstwa ciągłego, — niéma wiary w nic, niéma dla niczego miłości. Nasze