Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczęśliwy swoją miłością, która jakiś interes życiu jego dotąd próżnemu i nie zajętemu dała, leciał z głową pełną marzeń do Hrabinéj. Od ostatniéj z nią rozmowy na przechadzce, przerwanéj gałązką ostu, którą przyniosła Miss Fanny; nie widział się Staś z Julją.
Zastał ją samą jedną w salonie, nad xiążką francuzką, bladą, smutną, z czerwonemi oczyma. Na jéj twarzy znać było ślady cierpienia, wewnętrznego męczeństwa. Powstała, uśmiéchnęła mu się, prosiła aby usiadł.
— Cóżeś pan robił, gdzieś był od tego czasu, spytała — zapewne odwiédziłeś Pułkownikowę? W tém zapytaniu znać było prawie zazdrość, a przynajmniéj niespokojność widoczną —
— Nie byłem nigdzie, odpowiedział Staś, nawet niegrzeczny nie podziękowałem Pułkownikowéj za przysłane mi piano Streichera, po którém biegam od dwóch dni, jak dziecko, co się nową zabawką nasycić nie może.
Hrabina się boleśnie uśmiéchnęła —
— Prawda, że to bardzo niegrzecznie z pańskiéj strony, nie podziękować nawet Puł-